The Slate Resort Phuket – recenzja
Pierwszy raz w Tajlandii byłem w 2014 roku i byłem zachwycony – ludźmi, klimatem, przyrodą i jedzeniem. Wówczas odwiedziłem Bangkok, Chiang Mai, Krabi z piękną plażą Railay i wyspę Phi Phi. Szukając pomysłu na noworoczny wyjazd, pomyślałem że to dobra okazja, aby tu wrócić. Tym razem na spokojnie, tylko dla wypoczynku w jednym miejscu.
Po spędzeniu paru dni w Dubaju, gdzie powitałem Nowy Rok, poleciałem na tajską wyspę Phuket.
Znana z imprezowego charakteru i masowej turystyki wyspa, nie była moim głównym celem. Szukałem wyjątkowego, zacisznego resortu z charakterem, ukrytego w gęstej roślinności i cieniu palm. I tak trafiłem na absolutnie niezwykły The Slate Phuket Resort, wcześniej nazywany Indigo Pearl. Awangardowy The Slate, członek prestiżowego zrzeszenia Design Hotels (do którego należy m.in. warszawski H15 Boutique), to zręczne połączenie industrialnej stylistyki i otaczającej przyrody. Położony jest w prywatnej enklawie, przy plaży Nai Yang na zachodnim wybrzeżu, w bliskiej odległości od międzynarodowego lotniska i 20 km od miasta Phuket.
Nieznany jest fakt, że wyspa Phuket powstała na cynie, odkrytej tu 200 lat temu. Wówczas zaczął się rozwój wyspy, kwitł handel. Cyna została nawet przez miejscowych nazywana „czarnym złotem” i była formą waluty.
Szukając pomysłu na nowy wygląd resortu, który powstał tu oryginalnie 30 lat temu, jego nowy właściciel Wichit Na-Ranong wraz z córką zdecydowali, że nawiążą do historii wyspy oraz dziedzictwa własnej rodziny, która wydobywaniem cyny zajmuje się od ponad 50 lat. Wichit jest także potomkiem byłego gubernatora prowinzji Phuket.
Zainspirowany przeszłością górnictwa cyny, The Slate łączy elementy przemysłowe ze współczesnym wzornictwem. Surowy beton, kamień, drewno, w tym stare poprzemysłowe belki, metal, skorodowane żelazo, wiklina, skóra, barwne szkło. Tym zostały wykończone wnętrza. Naturalnie wiele przedmiotów użytkowych i dekoracyjnych zostało wykonanych z cyny pochodzącej z kopalni właścicieli. Całość wzbogacona jest dziełami sztuki lokalnych artystów.
Zadanie przeprojektowania resortu otrzymał uznany brytyjski architekt Bill Bensley z niemal 40-letnim doświadczeniem. Zaprojektował ponad 200 hoteli i resortów w prawie 40 krajach.
Resort oferuje 177 pokoi typu suite w 4 kategoriach oraz jeden dwupoziomowy apartament Bensley z prywatnym basenem. Dodatkowo 7 luksusowych, prywatnych willi z basenem.
Z ciekawości tym razem rezerwację zrobiłem przez biuro podróży. Oferta apartamentu, który chciałem zarezerwować, była nieco niższa u agenta. Przed wyjazdem otrzymałem od biura przesyłkę z dokumentacją rezerwacyjna oraz drobny upominek.
Na kilka dni przed przyjazdem na Phuket otrzymałem wiadomość od pani z biura, z pytaniem czy byłbym zainteresowany bezpłatnym upgrade’em do apartamentu wyższej kategorii, ale tylko na trzy pierwsze noce. Dodatkowo otrzymałbym bezpłatny godzinny masaż. Nie zastanawiając się długo, zgodziłem się.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po przyjeździe wczesnym rankiem do resortu, podszedł do mnie w recepcji sam dyrektor sprzedaży i marketingu, który poinformował, że ma dla mnie niespodziankę. Mianowicie upgrade na cały pobyt do najwyższej kategorii apartamentu – Bensley Suite, no ale już bez tego bezpłatnego masażu niestety. Dodał, żebym najpierw zobaczył apartament i zdecydował.
W międzyczasie recepcjonistka usadowiła mnie wygodnie na sofie i dopełniała formalności. Za moment podeszła kelnerka z tradycyjnymi mokrymi ręczniczkami do odświeżenia twarzy i rąk po podróży, oraz lokalnym napojem.
Po załatwieniu formalności i chwili oczekiwania na przygotowanie apartamentu, podszedł młody chłopak, który się przedstawił jako mój…kamerdyner.
Mumu, tak mu było na imię (skrót od Muhamad Muchlisin), był przemiłą osobą. Pochodził z Dżakarty w Indonezji. Naturalny uśmiech nie znikał mu z twarzy. Stale zwracał się do mnie Mr Weber. Był bardzo komunikatywny i biegle posługiwał się angielskim. Pomógł mi z bagażem podręcznym i wózkiem golfowym odwiózł do apartamentu, stale prowadząc ze mną konwersację i wskazując mijane po drodze atrakcje obiektu.
Kiedy przeszliśmy przez prywatne wejście na teren apartamentu, otworzyłem oczy ze zdumienia.
Bensley Suite to ponad 500 mkw powierzchni na dwóch poziomach. Otoczony jest obsadzonym palmami ogrodzeniem, z prywatnym basenem, ogrodem i altaną grillową.
Na parterze znajdował się pokój dzienny z barem i dodatkową łazienką.
Na piętrze sypialnia z bardzo wygodnym łóżkiem typu king, łóżkami do masażu, garderobą, łazienką z prysznicem i dwiema umywalkami oraz dwustronny taras ze stołem, fotelami i wanną. Z jednej strony widok był plażę i morze Andamańskie, z drugiej na gęsto obsadzony srebrzystymi palmami Bismarcka ogród resortowy z basenem tylko dla dorosłych.
Naturalnie potwierdziłem, że tu zostaję 🙂
Jak się później dowiedziałem w recepcji, te wszystkie zawirowania z pokojami były spowodowane tym, że po prostu nie było dla mnie już wolnego apartamentu który początkowo zarezerwowałem. Typowy overbooking 🙂
Apartament był serwisowany dwa razy dziennie, rano i wieczorem (tzw. turndown service). Codziennie kamerdyner, dostępny 24-godziny, dzwonił i pytał czy czegoś mi potrzeba. Codziennie otrzymywałem półmisek świeżych owoców, a raz w ciągu 6-dniowego pobytu florystka zmieniła świeże kwiaty.
Na terenie resortu znajduje się aż 8 restauracji i barów. Skorzystałem z trzech restauracji.
Restauracja Tin Mine serwuje śniadania, lunche i kolacje. Kuchnia tajska i europejska. Bufet śniadaniowy bardzo urozmaicony. Najwięcej dokładek brałem z tropikalnych owoców i banana smoothie.
W pawilonie po środku resortu znajduje się japońska restauracja Rivet urządzona na czarno. Zamówiłem menu degustacyjne składające się z czterech dań. Po kolacji udałem się na drinka do baru na piętrze.
Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie restauracja Black Ginger, postawiona na stawie pokrytym liliami wodnymi i gęsto otoczonym palmami. Droga do niej nie prowadzi przez żaden pomost, tylko specjalną łodzią z przewoźnikiem, a przepłynięcie polega na ciągnięciu liny. Całość rozświetlona jest pochodniami, a atmosfery dopełniają odgłosy cykad. Wejście do restauracji mają tylko osoby z wcześniej zrobioną rezerwacją, którą nie tak łatwo zrobić, gdyż jeden stolik jest rezerwowany na cały wieczór. Największe wrażenie restauracja robi właśnie wieczorem. Cześć stolików ustawionych jest na tarasie, pozostałe w dwóch pawilonach (dla dorosłych i dla rodziców z dziećmi), których wnętrza urządzone zostały na czarno z elementami srebrnego metalu i detalami w kolorze indigo. Cóż za niesamowity styl! Miałem gęsią skórkę. Serio! Może to zabrzmieć dziwnie, ale nigdy nie widziałem tak stylowych toalet w restauracji! No i pyszne jedzenie. kuchnia tajska to jedna z moich ulubionych.
W restauracjach srebrzyste sztućce mają charakterystyczne końcówki w kształcie narzędzi, a szkło ma kolor indigo. To specjalnie zaprojektowane i produkowane wyłącznie dla The Slate wzory. Wszystko do kupienia w resortowym butiku lub przez stronę internetową resortu. Podobnie jak obrazy, pościel, czy talerze.
Śniadania to była jedyna pora, kiedy odczuwałem większą ilość ludzi w resorcie. Poza tym spotykałem raczej niewiele osób. Wszystko przez odpowiednie rozplanowanie punktów atrakcji i tzw. outlet’ów, czyli restauracji i barów.
Fantastycznie zaaranżowane Coqoon Spa, to nie tylko gabinety w indywidulanych domkach, ale również olbrzymie kokony z technoratanu, w których także znajdują się gabinety zabiegowe. Niesamowite wrażenie. Naturalnie skorzystałem z zabiegu masażu olejkami tropikalnymi, ale w swoim apartamencie.
Na terenie resortu znajdują się trzy odkryte baseny, podzielone dla dorosłych i dla dzieci, klub plażowy, studio fitness, korty tenisowe, klub dla dzieci. Do atrakcji zalicza się tajskie lekcje gotowania z szefem kuchni, które obejmują wyjazd na miejski bazar po produkty.
I na koniec tradycyjnie obsługa. Nie powiem tu nic zaskakującego. Była świetna. Uśmiechnięta, pomocna, komunikatywna. Zespół jest międzynarodowy. Całkiem sporo osób z Europy, w tym studenci na półrocznych praktykach. Świetne doświadczenie.
Ale najbardziej wyróżniał się Mumu (to ten po lewej stronie w białej tunice). Sprawdził gdzie mam zrobione rezerwacje w restauracjach na każdy wieczór, aby raz podejść w trakcie pobytu i osobiście zapytać czy jest mi tu dobrze. Ustaliliśmy też pewne kwestie związane z wyjazdem. Załatwił mi wydłużoną dobę hotelową do godziny 18:00, ze względu na późny wylot do Dubaju.
Współczesne, unikatowe hotele i resorty, nie polegają wyłącznie na komfortowych pokojach, smacznym jedzeniu, czy zakresie tradycyjnych usług. Unikatowe hotele muszą wprowadzić gościa w zachwyt, wyjątkowy stan – atmosferą, otoczeniem, wystrojem, muzyką, zapachem, światłami i serdeczną obsługą.
Właśnie takie wrażenia i emocje trzeba zapewnić, aby gość zapamiętał swoją wizytę na długo, która będzie dla niego również inspiracją.
Właśnie taki był mój pobyt w The Slate Phuket.
Trochę liczb:
Apartament D-Buk (najniższa kategoria) – od ok. 400 zł w niskim sezonie (kwiecień – październik), wysoki sezon od ok. 1000 zł za dobę ze śniadaniem
Apartament Bensley – od ok. 3.000 zł za dobę ze śniadaniem
Pad Thai – 34 zł, cena zawiera 10% serwisu
Menu degustacyjne „Sakura” – 95 zł od osoby
Masaż 60 min. – 290 zł
Ten artykuł też może Cię zainteresować…
Post a comment