Son Bunyola Hotel & Villas na Majorce – recenzja
Majorka od bardzo dawna miała szczególne miejsce w sercu Richarda Bransona, słynnego brytyjskiego miliardera, twórcy marki Virgin. W latach 90. był współwłaścicielem znanego na wyspie hotelu La Residencia w miejscowości Deia. Po jego sprzedaży dla grupy hotelowej Orient Express, która w 2014 roku zmieniła nazwę na Belmond, zaczął szukać nowego miejsca i tak odkrył coś jeszcze bardziej wyjątkowego – Son Bunyola.
Ponad 20 lat zajęło mu zrealizowanie swojego marzenia przywrócenia do życia historycznej posiadłości, w trakcie których zdążył nawet ją sprzedać i odkupić. Nie było to łatwe zadanie. Szesnastowieczna finka (hiszpańskie określenie farmy wiejskiej) położona wśród klasycznego krajobrazu wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, tym samym jest jednym z najlepiej chronionych obszarów Majorki, co oznaczało skrupulatne planowanie, badania archeologiczne i skupienie się na zasadach zrównoważonego rozwoju, aby w końcu uzyskać pozwolenie na budowę.
Na terenie ponad 500 hektarów, z pięciokilometrową linią brzegową, obsadzonym 7000 drzew oliwnych (ponoć niektóre z nich mają ponad 1000 lat) znajduje się 26-pokojowy hotel mieszczący się w zabytkowym dworze z trzynastowieczną wieżą obronną oraz trzy współczesne wille – Sa Terra Rotja, Sa Punta de S’Aguila i Son Balagueret – do prywatnego wynajęcia w ciągu całego roku.
Son Bunyola Hotel & Villas jest częścią Virgin Limited Edition, kolekcji obecnie ośmiu obiektów zlokalizowanych w niesamowitych miejscach na świecie. Każdy z nich został osobiście wybrany przez Richarda Bransona, który ma także sieć hoteli marki Virgin Hotels.
Czytaj więcej…
Recenzja Virgin Hotels Chicago
Odwiedziłem Son Bunyola w pierwsze dni podróży na Majorkę, raptem tydzień po oficjalnym otwarciu 16 czerwca, w którym wziął udział sam Sir Richard.
PRZYJAZD
Droga do hotelu jest kręta, prowadzi po zboczu zazielenionego wzgórza, które wyrasta wysoko ponad błękitne wody Morza Balearskiego. Na poboczu zauważyłem biegające na wolności kozy, których meczenie rozchodziło się wieczorami po okolicy.
W bramie wjazdowej na teren posiadłości odbyła się kontrola przez ochroniarza, który wpuszcza gości według listy rezerwacyjnej. Po dojechaniu do recepcji, na podjazd wyszedł portier Dawid, który powitał nas z uśmiechem i od razu zajął się bagażami oraz odstawił auto na parking (valet service). Stojący w drzwiach wejściowych recepcjonista Daniel, zapytał w czym może pomóc, co nieco mnie zaskoczyło. Spodziewałem się bowiem, że ochroniarz w bramie, który miał krótkofalówkę, poinformuje recepcję, że przyjechali goście i na jakie nazwisko jest rezerwacja, dzięki czemu moje nazwisko zostanie użyte od razu.
Wnętrze nie przypominało tradycyjnego lobby recepcyjnego, a raczej wejście do prywatnej rezydencji. Podeszła hostessa z ręczniczkami do odświeżenia dłoni po podróży. Ze względu na wcześniejszy przyjazd, pokój nie był jeszcze gotowy. Recepcjonista odprowadził nas do ogrodu na powitalnego drinka. W drodze wspomniał, że miał dziewczynę z Polski i znał kilka słówek po polsku, tych kulturalnych. Nie poinformował jednak, ile czasu potrwa czekanie. Nie padła też propozycja oprowadzenia po obiekcie, choć kolejnego dnia zauważyłem, że inni goście byli oprowadzani. Brakuje jeszcze wypracowanej rutyny obsługi.
W ogrodzie obsługę przejął kelner, który zaproponował napoje i wspomniał, że możemy skorzystać z menu lunchowego. Popijając Aperola przyszedł do nas Vincent Padioleau, dyrektor hotelu, by powitać osobiście i zamienić kilka słów. Z podobnym zwyczajem spotkałem się kilkakrotnie w innych hotelach luksusowych. Obecność dyrektora wśród gości, widocznego dla personelu jest bardzo ważna. Po przeszło godzinie, kiedy jedliśmy lunch, podszedł portier Dawid i poinformował, że pokój jest gotowy i chętnie nas odprowadzi po posiłku.
Pokój
Rezerwację zrobiłem na stronie hotelu w lutym. Razem z potwierdzeniem rezerwacji otrzymałem emaila z pytaniami na temat celu wizyty, alergii pokarmowych i diet, specjalnych życzeń, propozycją kolacji według specjalnego menu. Zabrakło mi ponownej komunikacji ze mną na kilka dni przed przyjazdem w celu weryfikacji informacji, pytania o planowaną godzinę przyjazdu.
Dzięki uprzejmości dyrektora otrzymałem upgrade do przestronnego apartamentu w jednej z dwóch wież, który ostatecznie zamieniłem na przytulny pokój na poddaszu z wolnostojącą wanną i bezpośrednim widokiem na morze.
Każdy z pokoi i apartamentów ma swój własny, niepowtarzalny charakter z mnóstwem pięknych detali – belki na suficie, oryginalne obrazy majorkańskich artystów, meble inkrustowane, porcelanowe i szklane naczynia wykonane specjalnie dla hotelu. W sypialni łóżko typu king (180 x 200 cm), 55-calowy telewizor z opcją parowania ze smartfonem, minibarek z szerokim asortymentem, ekspresem do kawy i herbatą wykonaną z liści drzew oliwnych z Son Bunyola, maty do ćwiczeń. W łazience kontuar z dwiema umywalkami, prysznicem z deszczownicą, puszystymi ręcznikami w ponadstandardowym rozmiarze, a nawet prostownicą do włosów.
kosz plażowy, kapelusz słomkowy i espadryle dla gości
zawieszki na klamkę – „proszę posprzątać” i „proszę nie przeszkadzać”
Nie brakuje także rozwiązań proekologicznych – drewniane karty-klucze do pokoi, woda butelkowana na miejscu w szklanych butelkach wielokrotnego użytku, brak foliowych worków na śmieci, drewniana tabliczka do zgłaszania życzenia wymiany pościeli, kosmetyki w dozownikach wielokrotnego użytku.
Mimo, że rano podziękowałem za serwis pokoju, podczas mojej nieobecności po południu pokój został odświeżony. Dodatkowo wieczorem został przygotowany do snu. Ubrania zostawione na łóżku zostały złożone, a prywatne kosmetyki na kontuarze w łazience uporządkowane. I nie, nie jest to ingerowanie w prywatność gościa, na tym polega luksusowa usługa.
Gastronomia
Na miejscu znajdują się dwie restauracje – główna Sa Terrassa w dworze oraz Sa Tafona w dawnym budynku gospodarczym, gdzie kiedyś wyrabiano oliwę z oliwek. W czasie mojego pobytu czynna była jedynie Sa Terrassa z barem, serwująca śniadania, lunche i kolacje. Docelowo, bar i restauracje mają być dostępne także osób nie nocujących w hotelu.
Remontując posiadłość, nie zmarnowano nic, co można by było odnowić i ponownie wyeksponować. Wiekowe deski zostały przekształcone w stoliki kawowe, a tradycyjne majorkańskie elementy wzornicze łączą się ze współczesnymi dziełami sztuki. Odrestaurowany 300-letni ołtarz z nieczynnej kaplicy wstawiono do jadalni.
Zgodnie z popularną w gastronomii zasadą – from farm to table – co oznacza, że produkty żywnościowe pochodzą z własnych upraw lub od lokalnych rolników, na terenie posiadłości założono ogród warzywno-owocowy, posadzono migdałowce i drzewa cytrusowe oraz ustawiono pasieki. Son Bunyola ma wielowiekową tradycję nie tylko produkcji oliwy z oliwek, ale również wina. Z winogron w odtwarzanej winnicy za trzy lata będzie wyrabiane wino Małmazja, powszechne na Balearach i Wyspach Kanaryjskich.
Menu oparte było na owocach morza, rybach i mięsie, np. ceviche z przegrzebków, z czerwonym grejpfrutem i awokado, risotto z krewetkami, pasta z homarem, okoń morski, tuńczyk z czarnymi truflami, stek Angus. Na deser kakaowa brioszka z sosem czekoladowym, tiramisu, domowe lody i sorbety. Jako amuse bouche podano zupę z mleka migdałowego z homarem.
Choć jak zawsze dla mnie ważniejsze od samego jedzenia było otoczenie i atmosfera miejsca spożywania posiłku. Wyobraźcie sobie wieczór, zachód słońca i pomarańczowa łuna na niebie, temperatura 25 st.C, stoły rozstawione na tarasie, elegancko nakryte z suszonymi ziołami i trawami w wazonach, dookoła kwiaty i palmy, dźwięki cykad.
Na śniadanie przygotowany był nieduży bufet z własnymi wypiekami, iberyjskimi wędlinami i serami, świeżymi sokami owocowymi i warzywnymi, oczywiście wino musujące Cava, a na życzenie dania z jajek.
Aktywności
Podczas wyjazdu dostawałem pytania, jak tam jest na Majorce. No cóż, niewiele mogłem powiedzieć, bo od przyjazdu tutaj prawie nie wystawiałem nosa poza basen, gdy temperatura przekraczała 30 st.C. I nie było walki o leżaki z innymi gośćmi, gdyż w ciągu dnia ich praktycznie nie widziałem. Cały basen o długości 28 metrów niemal na wyłączność. W ogóle goście nie wchodzili sobie zbytnio w drogę. Poza basenem, jest także zewnętrzne jacuzzi i trawiasty taras z leżakami pod parasolami pośród drzew oliwnych, gdzie można uciąć sobie drzemkę.
Na stolikach przy leżakach ustawione były drewniane kostki z kodami QR, pod którymi można było zerknąć na menu barowe, i przycisk do wezwania obsługi. Brakowało mi jednak zainteresowania się przez kelnerów gośćmi przy basenie lub na leżakach i proaktywnej sprzedaży napojów i przekąsek. Ponadto, brakowało mi poczęstowania w ciągu dnia drobnymi bezpłatnymi przekąskami (słonymi, słodkimi, owocowymi), co jest poniekąd standardem w luksusowych hotelach, podobnie jak balsam do opalania (wyjeżdżając dowiedziałem się, że balsam dostępny jest bezpłatnie w recepcji).
Goście lubiący aktywny wypoczynek mają do dyspozycji siłownię, zajęcia jogi i pilates, kort tenisowy na terenie posiadłości oraz kajaki przy skalistej plaży, gdzie można spotkać kilkoro lokalesów, gdyż jest to teren ogólnodostępny. Natomiast poza obiektem trasy rowerowe, z których słynie Majorka, szlaki trekkingowe i pola golfowe. W hotelu znajduje się Spa z trzema gabinetami.
Luksusowe hotele znane są z zapewniania gościom zaskakujących i angażujących przeżyć, które wywołują emocje, umożliwiają rozwój osobisty w zakresie wiedzy i umiejętności, oderwanie się od codziennej rutyny i zanurzenie się w lokalności odwiedzanego miejsca. Goście Son Bunyola mogą wziąć udział, bezpłatnie lub za dodatkową opłatą, w lekcjach gotowania, degustacji wina w okolicznych winnicach, warsztatach malarskich, fotograficznych i tworzenia perfum. Fani żeglowania mogą wsiąść na pokład prywatnego jachtu na całodniową wycieczkę z wyżywieniem.
Czytaj więcej…
Jak luksusowe hotele pomagają swoim gościom doświadczyć autentyczności miejsca
wybrzeże posiadłości z kamienistą plażą
Personel
Nad komfortem gości czuwa prawie stuosobowy zespół, którego połowa pochodzi z Majorki. Personel, ubrany w lniane uniformy w kolorze beżu i oliwki, wykazywał się przyjaznym nastawieniem i proaktywnością. Miał wystarczająco dużo czasu, by poświęcić uwagę gościom, a to jest najcenniejsze, co ma do zaoferowania personel.
Portier Mario zaproponował, że podwiezie nas samochodem na plażę, w drodze prowadził rozmowę, opowiadał o hotelu, o swojej pracy, jak podoba mu się tutaj. Wieczór przed wyjazdem podszedł do mnie w recepcji się pożegnać, bo następnego dnia miał wolny dzień. Kelnerka Sofia podczas kolacji zaproponowała zrobienie nam zdjęcia przy stole oraz podłożenie poduszki za plecy na fotelu. Z kolei recepcjonistka Patricia, słysząc, że jedziemy na wycieczkę do miasteczka Valldemossa, w którym mieszka, zaproponowała butelkę wody na drogę i zarekomendowała swoją ulubioną restaurację Es Roquissar. W dniu wyjazdu objęliśmy się na pożegnanie.
Podsumowanie
Jako osobie stale poszukującej nowych wrażeń w podróży, wybranie hotelu nie zawsze jest łatwym i szybkim zadaniem. Nie ukrywam zamiłowania do hoteli luksusowych, które są dla mnie synonimem perfekcji w dbałości o szczegóły oraz źródłem inspiracji i doznań. Pasjonuje mnie jakość, nie luksus sam w sobie. Pod wieloma względami pobyt w Son Bunyola był znakomitym doświadczeniem, które chętnie bym powtórzył.
Trochę liczb:
pokój ze śniadaniem – od 800 euro
pasta z homarem – 32 euro
deser tiramisu – 15 euro
Post a comment