Hotel The Edition w Londynie – recenzja

reklama

Czekałem na okazję, by w końcu przetestować hotel marki The Edition i taka możliwość nadarzyła się, gdy poleciałem ostatnio do Londynu. Usytuowany w doskonałej lokalizacji, tuż przy tętniącej życiem dzielnicy SoHo, zaledwie kilka minut spacerem od metra Oxford Circus. Pobliska Regent Street i Oxford Street to raj dla miłośników zakupów, przy której mieści się znany dom handlowy Selfridges.

Edwardiańska architektura budynku (od imienia króla Edwarda VII) z początku 20. wieku jest ciekawym kontrastem dla nowoczesnego i ascetycznego konceptu marki The Edition, którą wykreował w 2009 roku amerykański hotelarz Ian Schrager w partnerstwie z siecią Marriott International. Według zamysłu Schragera, który zarządza takimi hotelami jak Delano w Miami Beach czy The Public w Nowym Jorku (recenzja TUTAJ), marka The Edition miała być nową generacją hoteli luksusowych dedykowanych współczesnym podróżnym ceniącym swobodną atmosferę i prosty, ale elegancki styl.

 

 

Eklektyzm i srebrne jajo

Otwarty w 2013 roku The Edition London jest jednym z dwudziestu działających obiektów marki na świecie, w tym sześciu w Europie, podczas gdy kolejnych dwanaście projektów jest w trakcie realizacji. Za projekt odpowiedzialna była renomowana kanadyjska pracownia architektoniczna Yabu Pushelburg, która zaprojektowała także Four Seasons Downtown w Nowym Jorku, The Edition Times Square w Nowym Jorku, Moxy Downtown w Los Angeles.

Hol wejściowy pełni rolę przestronnego salonu, a wieczorami klubowego lounge’u z wysokim, bogato zdobionym stiukowym sufitem, marmurową czarno-białą posadzką, imponującym kominkiem i postarzanymi lustrami. Całość dopełnia sztuka, w tym instalacja hipnotycznych okręgów zmieniających kolory pt. Portal autorstwa koreańskiego artysty Chul Hyun oraz zawieszone w próżni olbrzymie srebrne jajo Pendulum autorstwa Ingo Maurera.

 

 

Cichy luksus

The Edition London ma w sumie 173 pokoje w czterech kategoriach i apartamenty w siedmiu kategoriach, część z nich z prywatnymi tarasami. Zarezerwowałem pokój podstawowej kategorii Superior Queen, który nie był przestronny, ale przytulny i całkiem komfortowy.

Minimalistyczny wystrój w stonowanych barwach jest taki sam we wszystkich pokojach, co obecnie utożsamiane jest z trendem zwanym „cichym luksusem”. Dębowe podłogi kontrastują z ciemniejszą boazerią na ścianach, sztuczne futro udrapowane na wysokim łóżku (ciekawe, jak często jest prane), smukłe biurko z krzesłem Santon i fotografia kobiety w turbanie z rolek papieru toaletowego autorstwa Hendriksa Kerstena w złotej ramie inspirowana portretami holenderskich mistrzów.

 

 

Telewizor w rozmiarze 55 cali można było sparować ze smartfonem i odtwarzać filmy z serwisów streamingowych, a na specjalnym kanale leciał film instruktażowy do wykonywania ćwiczenia jogi w zaciszu pokoju. Minibarek ukryty w szafie dobrze wyposażony, dodatkowo dostępny był ekspres do kawy. Łazienka wyłożona białymi kafelkami wyposażona w szeroki prysznic ze strumieniem deszczowym. Atutem na pewno są kosmetyki marki Le Labo o zapachu specjalnie przygotowanym dla The Edition oraz welurowe szlafroki marki La Bottega, które można kupić, podobnie jak kosmetyki i inne drobne hotelowe wyposażenie, w internetowym sklepie Shop Edition.

Pokój został przygotowany do snu (turndown service).

 

 

Zważywszy na klasę hotelu, uważam za niedopuszczalne niestarannie umytą łazienkę, suszarka do włosów (schowana w worku) była obdrapana, uszkodzona i z włosami innego gościa. Od razu zgłosiłem to do recepcji i poprosiłem, aby do pokoju przyszła inspektorka pięter, która wymieniła suszarkę. Z kolei na łóżku znajdowały się jedynie dwie cienkie poduszki, nie było menu poduszkowego. Przy okazji wspomnę o innej mojej obserwacji, mianowicie mało eleganckim wózku housekeepingowym.

 

 

Bilard, ponch i szef kuchni celebryta

Dynamiczna muzyka przeplatająca się z dźwiękami barmańskich shakerów w Lobby Barze, przyciemnione oświetlenie, wygodne sofy i fotele takich marek, jak Christian Liaigre czy Donald Judd, przyciągają gości hotelowych i nie hotelowych, którzy między drinkami mogą zagrać w bilarda.

___________________________________
To również może Ciebie zainteresować…
Recenzja hotelu The Hoxton Southwark w Londynie
___________________________________

 

Podobał mi się vibe tego miejsca, zwłaszcza w sobotni wieczór, który tworzyli ludzie różnych narodowości. Usiedliśmy początkowo przy ladzie barowej. Personel nie poświęcał zbytnio uwagi gościom, zwykłe przyjęcie zamówienia, podanie i koniec. Zamówiony koktajl Martini Pornstar został podany bez finezji, bez musu z marakui lub nawet kawałka suszonego owocu, kieliszki postawione bezpośrednio na nieprzetartym blacie i bez serwetki. Po zwróceniu uwagi barmanowi, zrobił jedynie kwaśną minę. To było zaskakujące. Detale są niezwykle istotne.

 

 

Przesiedliśmy się na wygodniejsze fotele do czystego stolika, gdzie w międzyczasie podszedł do nas superwizor baru i zapytał co słychać. Okazało się, że pochodzi z Polski, Paweł, który od dwóch lat pracuje w The Edition, a od ośmiu mieszka w Londynie. Przedstawiłem mu na spokojnie swoją opinię dotyczące serwisu. Jego reakcja była znakomita – zaproponował przekąski i nie wystawił rachunku za drinki. Nieważne co się przydarzy w obsłudze, ważne, jaka będzie reakcja personelu na komentarz gościa czy niepożądaną sytuację.

Jest jeszcze drugi bar Punch Room, bardziej kameralny, który w swojej ofercie ma 20 rodzajów ponchu.

 

 

W sąsiadującej z Lobby Barem sali, przed stu laty pełniącej funkcję sali balowej, znajduje się Berners Tavern. Ta popularna w mieście restauracja, o czym świadczyła frekwencja gości, serwująca dania kuchni brytyjskiej jest zarządzana przez nagrodzonego gwiazdką Michelin szefa kuchni Jasona Athertona. Niewątpliwe walory kulinarne idą w parze z niebanalnym wystrojem – stiukowym sufitem, kulistymi żyrandolami i ścianami gęsto wypełnionymi fotografiami i reprodukcjami w złoconych ramach. Kolacji nie jadłem, ale tam z kolei poznałem Polkę Gabi, a raczej Kanadyjkę polskiego pochodzenia.

 

 

Na dobry początek dnia

Śniadanie zamówiłem przez room service. Dyspozytorka użyła moje nazwisko w rozmowie telefonicznej, zapytała o alergie pokarmowe, czy preferuję mleko zimne lub ciepłe, dolane do kawy czy podane osobno. Na końcu zapytała czy w czymś jeszcze może pomóc i życzyła miłego dnia. Z kolei kelnerka, która przyniosła śniadanie, także przywitała się w drzwiach używając mojego nazwiska, zapytała czy może wejść, życzyła przyjemnego posiłku i poprosiła o kontakt w celu zabrania naczyń. Byłem pod wrażeniem, jak również samego śniadania, które składało się z tostów z awokado i jajkiem w koszulce, szkockiej owsianki, owocowej granoli, placków z sosem malinowym, oraz jego podania – biały obrus, płócienne serwetki, klasyczne sitko na filiżance do herbaty angielskiej zaparzonej w imbryku.

 

 

W hotelu dostępna jest nieduża siłownia. Nie ma jednak sauny czy Spa z masażami ani basenu. O ile brak basenu można jeszcze zrozumieć ze względu na zabytkowy budynek, to zważywszy na klasę hotelu oferta wellness jest po prostu uboga.

 

Pierwsze i ostatnie wrażenie

Odźwierny, młody chłopak, jedynie otwierał szklane drzwi dla gości wchodzących i wychodzących. Brak powitania, jak choćby „Witam w The Edition”, brak wskazania drogi do recepcji, która znajdowała się za barem. Z bagażami na podjeździe goście muszą sobie radzić sami, mogą użyć wózka ustawionego na chodniku, choć w środku byli portierzy przy ladzie recepcyjnej. Przesiadując później w lobby widziałem, że przyjazdy innych gości wyglądały tak samo. Rozwiązaniem mogłyby być słuchawki w uszach personelu recepcji, przez które by się szybko komunikowali.

Podchodząc do lady recepcyjnej, recepcjonistka z uśmiechem zaprosiła mnie do siebie. Farida nawiązała kurtuazyjną rozmowę, zapytała o cel wizyty, czy to mój pierwszy raz w Londynie, jaki jest plan podróży i zaproponowała wodę. Przechodząca obok kobieta pełniąca funkcję Managera on Duty zatrzymała się, przywitała i także zamieniła kilka słów, co było bardzo miłe. Ze względu na wczesny przyjazd pokój jeszcze nie był dostępny. Po dopełnieniu formalności rejestracyjnych portier zabrał bagaże, które zostały wstawione do pokoju, gdy był już gotowy, zanim do niego wszedłem. Tak właśnie być powinno.

 

 

Za pomocą aplikacji Marriott Bonvoy mogę dokonywać mobilnego zameldowania przed przyjazdem, dzięki czemu jestem powiadamiany o gotowości pokoju, otwierać drzwi pokoju smartfonem i komunikować się z recepcją.

Niestety wyjazd to była bardziej procedura wymeldowania z płatnością. Wprawdzie padło pytanie o wrażenia z pobytu, ale zabrakło choćby pytania o dalszy przystanek w podróży, czy potrzebna będzie taksówka, czy w czymś jeszcze mogłaby pomóc, brak kurtuazyjnego pożegnania i podziękowania za wizytę. Dodam, że nie było innych gości oczekujących w kolejce. Portier tym razem zajął się bagażem i odniósł do oczekującego Ubera, ale nie zaprosił do ponownej wizyty i nie życzył bezpiecznej podróży. W mojej ocenie nie są to przesadne zwroty, a raczej styl komunikacji, który powinien być zachowany w hotelu, tym bardziej pięciogwiazdkowym.

 

Podsumowując. Hotel The Edition w Londynie po 10 latach od otwarcia wciąż niewątpliwie robi wrażenie estetyczne. Jednak po pierwszym doświadczeniu mógłbym powiedzieć, że jest to marka premium lifestyle, ale nie luksusowa. Czy bym powtórzył pobyt? Dlaczego nie, ale nie w tej cenie.

 

Trochę liczb:
pokój – od 2200 zł

Komentarze

komentarzy

Post a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazine made for you.

Featured:

No posts were found for provided query parameters.

Elsewhere: