
Barbados – kraj rumu i luzu
„Spokojnie, bez pośpiechu, jesteś na Barbadosie” – mówi mi kelnerka, kiedy pytam ile potrwa czekanie na jedzenie 🙂 Taki jest właśnie Barbados. Życie tu płynie wolno, bez stresu. Wszystko czego tu potrzebujesz, żeby się dobrze bawić to szklaneczkę rum punch’u lub butelkę zimnego Banksa, położyć pod palmą i delektować promieniami słońca i szumem fal turkusowych wód oceanu Atlantyckiego.
Początkowo mieszkańcy wydawali mi się zdystansowani, ale im dłużej przebywałem na wyspie, tym więcej doświadczałem ich życzliwości.
Wyspa, której wybrzeże ma 97 km długości, została odkryta przez Portugalczyków na początku XVI wieku, ale jej nie skolonizowali. Portugalczycy zwrócili uwagę na miejscową odmianę figowca, tworzącego dużą siatkę korzeni przypominającą brodę. Drzewa te nazwano „drzewami brodatymi” – os barbados – i stąd wzięła się nazwa wyspy. Osiedlili się tu natomiast Brytyjczycy. Od 1966 roku Barbados jest niepodległym krajem pozostającym jednak w unii z Wielką Brytanią (Commonwealth), a brytyjska królowa jest głową państwa.
Na tygodniowy pobyt na Barbadosie przyleciałem z Nowego Jorku, gdzie spędziłem Sylwester na Times Square.
Czytaj więcej – Sylwester w Nowym Jorku 2015
Przylecieć tu można na przykład z Londynu liniami British Airways i Virgin Atlantic (czas lotu 9 h), lub z Berlina liniami Air Berlin. Spotkałem w barze grupę Polaków, którzy przylecieli czarterem z Kolonii.
Planując pobyt na wyspie absolutnie nie ograniczajcie się do jednego miejsca! Turyści najczęściej wybierają zachodnie lub południowe wybrzeże i tam spędzają cały pobyt.
Na początek zatrzymałem się na południu w Christ Church, w hotelu Ocean 15 blisko plaży Dover Beach. Szeroka i długa plaża, niezbyt tłoczna jak mogłoby się wydawać. Wieje tu przyjemny wiatr, przez co upał tak nie dokucza.
Obok lokalnego piwa Banks, najpopularniejszym barbadoskim trunkiem jest Bajan Rum Punch o zdradziecko dobrym, orzeźwiającym smaku, po którym świat jest piękny i kolorowy, choć nad ranem może być nieciekawie 🙂
Przepis:
– 3 porcje rumu (biały lub brązowy, np. produkowany na Barbadosie Mount Gay),
– 2 porcje soku ananasowego,
– 1 porcja soku pomarańczowego,
– 1 porcja soku z limonki,
– 3/4 porcji grenadiny,
– ewentualnie odrobina Angostury.
Mieszamy i wlewamy do szklanek z dużą ilością kruszonego lodu. Na końcu można posypać trochę sproszkowanej gałki muszkatołowej.
Typowy barbadoski lunch – potrawka z wołowiny, filet z ryby latającej i gotowane warzywa, w tym gotowany banan.
W popularnym Uncle Goerge, grill-barze w miasteczku Oistins na południu wyspy, miałem okazję po raz pierwszy zjeść rybę barakudę.
Na Barbadosie jada się dość „ciężko”, dużo ziemniaków, zwłaszcza tych słodkich. Wbrew pozorom mało się tu spożywa owoców, co mnie bardzo zaskoczyło. Na szczęście jest sporo ryb. Większość asortymentu spożywczego jest importowana. Na miejscu uprawia się cukier, banany, no i ziemniaki. Dumą narodową jest rum…i Rihanna 😉
Tak wygląda zabudowa w miasteczkach na Barbadosie.
Musicie wiedzieć, że Barbados nie należy do tanich miejsc. Waluta to barbadoski dolar, 1 BBD = 2 PLN. Turystyka, obok produkcji cukru, to główne źródło dochodu kraju. W knajpach ceny są dość wysokie, nie mówiąc o restauracjach przy plaży.
W jednej z knajp (nie bezpośrednio przy plaży) zapłaciłem 5 BBD za piwo Banks i aż 23 BBD za burgera. Śniadanie w innej podrzędnej knajpie (jajecznica i tost) kosztowało 15 BBD. Barakuda w Uncle George kosztowała 40 BBD.
Wiele pokoi hotelowych i apartamentów na wynajem posiada aneksy kuchenne, więc można zaopatrzyć się w produkty spożywcze w sklepie i przynajmniej śniadania robić we własnym zakresie.
Przykładowe ceny w sklepie: woda mineralna (1.5 L) – 5.30 BBD, jogurt – 3 BBD, płatki kukurydziane – 12 BBD.
Za to paliwo jest tanie, 1 litr = 1 BBD.
Po zachodnim i południowym wybrzeżu regularnie kursują liczne busiki, którymi podróżują lokalesi. Jednorazowy przejazd niezależnie od odległości kosztuje 2 barbadoskie dolary. Kierowcy jadą dość wariacko i prześcigają się na drodze z innymi busami, aby dotrzeć jako pierwszy do przystanku i zgarnąć klientów. Oprócz tych busików działa także transport publiczny – autobusy niebieskie i żółte, które kursują po całej wyspie, ale rzadziej.
Bridgetown – stolica kraju. Zwyczajne miasteczko z nielicznymi zabytkami, głównie sakralnymi. Miasto portowe, w którym cumują statki pasażerskie, więc sporo tu turystów wysiadających na ląd na kilka godzin. Za to zjadłem tu naprawdę dobrego rybnego burgera z pikantnym sosem bajan (Bajan – to określenie wszystkiego co związane z Barbadosem: bajan beer, bajan language, bajan people).
Na historycznym terenie pod Bridgetown – Garrison, gdzie stacjonowały wojska w okresie kolonialnym, znajduje się Dom Jerzego Waszyngtona, w którym pierwszy amerykański prezydent mieszkał przez parę miesięcy w 1751 roku. Wstęp z przewodnikiem kosztuje 10 USD! Atrakcję można odpuścić, zwłaszcza że z tamtego okresu nie pozostało wiele oryginalnych rzeczy.
Na ostatnie dwa dni przeniosłem się do Bathsheby – miasta na wschodnim wybrzeżu Barbadosu. Tutaj plaże są bezludne, dzikie, niestety także zaśmiecone, ozdobione ogromnymi skalnymi ostańcami, o które rozbijają się fale oceanu. Mieszkając na wschodnim wybrzeżu na pewno przyda się samochód, bo publicznymi busami nie dojedziemy do atrakcji tego regionu.
Znalazłem fajny pensjonat położony na wzgórzu porośniętym palmami, między którymi przebija się widok na ocean.
Czytaj recenzję pensjonatu – Sea-U Guest House
Poznałem tu bardzo serdeczne starsze małżeństwo z Oxfordu w Wlk. Brytanii, które prowadzi rodzinną kancelarię adwokacką, gdzie pracuje także dziewczyna z Polski. Następnego dnia z kolei młodą parę z Finlandii, która zabrała nas samochodem na wycieczkę.
W pobliżu Bathsheby znajdziecie świetną atrakcję, choć wstęp kosztuje 15 USD. Hunte’s Gardens to istny Tajemniczy Ogród. 72-letni Anthony Hunte, Belg z pochodzenia, założył ogród botaniczny, w którym można przebywać cały dzień czytając książkę na ławce pośród różnorodnych roślin i kwiatów, lub popijając rum na werandzie willi Anthonego na wzgórzu. Oprócz niezwykłych gatunków roślin spotkać tu można także tropikalne ptaki, jak np. kolibry. Ależ one zasuwają tymi malutkimi skrzydłami 🙂 Właściciel udostępnia imponującą jadalnię na prywatne imprezy. Powiedział mi, że planuje udostępniać także pokoje w swojej willi, ale szuka managera, który by tym zarządzał. Chętnie bym tu popracował przez jakiś czas 🙂
Na wschodnim wybrzeżu znajdziecie dwie piękne plaże: Crane Beach i Botom Bay.
Na Bottom Bay spędziłem cały dzień trzaskając się na mahoń 🙂 Woda jest rzeczywiście taka, jak ją widzicie na fotce! Biały piaseczek, leżak, drink w kokosie w ręku, niewiele osób. Wspaniale!
Jeśli miałbym okazję, to wróciłbym na Barbados bardzo chętnie. Może w ramach rejsu statkiem lub katamaranem po morzu Karaibskim? Kto wie 🙂
Komentarze
3 Comments
-
-
Martitta20
Loty z Polski można kupić już zA 2400 zł w obie strony. To fakt Barbados jest miejscem do którego chce się wracać. Ja wracam każdego roku do tych plaż do tych ludzi do tego spokoju
Saling Sebastus
Piękne zdjęcia i w ogóle cały artykuł zachęca, żeby ten Barbados odwiedzić. Jak to wygląda cenowo, bardziej opłaca się latać przez Stany czy bezpośrednio z Europy?
Pozdrawiam