Four Seasons Grand-Hôtel du Cap-Ferrat – recenzja

reklama

Z księgą gościnną podpisaną przez sławne osobistości, od Elizabeth Taylor, Arystotelesa Onassisa, Picassa, do Winstona Churchilla i Franka Sinatrę, z idyllicznym widokiem na Morze Śródziemne, pałacowy Four Seasons Grand-Hôtel du Cap-Ferrat jest odzwierciedleniem elegancji Lazurowego Wybrzeża od ponad stu lat.

Otwarty w 1908 roku, hotel składał się początkowo tylko z dwóch skrzydeł budynku. W 1909 roku została dobudowana Rotunda według projektu Gustawa Eiffla, tego samego który zaprojektował słynną wieżę w Paryżu.
Przełom 19. i 20. wieku to okres kiedy Lazurowe Wybrzeże staje się bardzo popularne wśród elit. Wówczas powstają luksusowe hotele w Monte Carlo – Hotel de Paris, w Cannes – Hotel Carlton, a w Nicei – Hotel Negresco i Hotel du Rhin et Atlantic obecnie Boscolo Exedra.

Od 2015 roku Grand-Hôtel du Cap-Ferrat zarządzany jest przez sieć Four Seasons.
Ponownie dokonałem rezerwacji przez agenta Grand Luxury Hotels. W ramach kosztu pobytu miałem zagwarantowany upgrade do pokoju o jedną kategorię wyżej od zarezerwowanego, śniadanie oraz kredyt 100 euro do wykorzystania z hotelowym Spa.

Oddalony o 20 km od lotniska w Nicei, hotel zajmuje teren siedmiu hektarów na półwyspie Saint-Jean-Cap-Ferrat, na wysokości 140 m npm. Posiadłość, na której stoi hotel, należała w 19. wieku do belgijskiego króla Leopolda II, którego urzekły właśnie jej walory krajobrazowe. Cały teren półwyspu, aż do klifu porośnięty jest sosnami, palmami i cyprysami. Ta bogata roślinność ciągnie się w dół do skalistego wybrzeża.

Wysiadając z taksówki na podjeździe od razu podszedł portier, który powitał mnie zwrotem – Witam w hotelu Four Seasons. Zapytał czy mam rezerwację i na jakie nazwisko, wziął bagaż i odprowadził mnie do lobby, gdzie poprosił abym usiadł i poczekał na recepcjonistkę.
W międzyczasie podeszła hostessa podając wodę smakową i wilgotne ręczniczki do odświeżenia rąk po podróży.
Recepcjonistka Marie z uśmiechem na twarzy powitała mnie używając mojego nazwiska. Formalności rejestracyjne odbywały się na siedząco na sofie w lobby. Nie zabrakło kurtuazyjnej rozmowy – skąd przyjechałem, jak minęła podróż, czy to moja pierwsza wizyta na Lazurowym Wybrzeżu. Zabrakło mi jednak pytania o plany na wieczór i propozycji zrobienia rezerwacji stolika na kolację. A takie propozycje ostatnio usłyszałem jeszcze przed przyjazdem w Hotel Spa Dr Irena Eris Polanica-Zdrój (recenzja TUTAJ), czy przy rejestracji w paryskich hotelach Ritz (recenzja TUTAJ) i Four Seasons George V (recenzja TUTAJ).

Bardzo było mi miło, gdy podszedł do mnie i powitał osobiście kierownik recepcji, który przekazał pozdrowienia od Silke, mojej byłej szefowej z czasów pracy w Four Seasons Hampshire, która obecnie pracuje w paryskim Four Seasons. Dzięki tej znajomości zostałem zaszczycony upgradem aż do apartamentu.

Ze względu na wczesny przyjazd, pokój nie był jeszcze gotowy. Marie odprowadziła mnie do ogrodu i zaproponowała, abym poczekał w Klubie Dauphin na wybrzeżu.
Kiedy zszedłem na dół krętymi alejkami po zboczu klifu, w wejściu do klubu stała kelnerka Laura, która ku mojemu zaskoczeniu powitała mnie używając mojego nazwiska! Obsługa została poinformowana przez recepcję, że schodzę na dół i tam będę czekał na pokój. Laura odprowadziła mnie do leżaka i wręczyła kartę drinków. Od razu poprosiłem o mój ulubiony Aperol Spritz.
Następnie podszedł ratownik i zaścielił leżaki ręcznikami. Kiedy kelnerka podawała napoje z papierowymi słomkami oraz przekąski w postaci solonych bakalii, nawiązała pogawędkę i zażartowała że ma fajne biuro przy plaży.
Delektując się chwilami na słońcu, rozejrzałem się wkoło i przypadkiem nawiązałem kontakt wzrokowy z ratownikiem. To spowodowało, że od razu podszedł do mnie i używając mojego nazwiska zapytał czy czegoś potrzebuję. Ratownik!

 

reklama

 

Club Dauphin z basenem typu infinity wybudowanym już w 1939 roku, jest wisienką na torcie w ofercie hotelu. Nawet jego symbolem można powiedzieć. Zresztą w logotypie hotelu znajdują się dwa delfiny. Duży basen z podgrzewaną wodą tak błękitną, że niemal zlewa się z wodami morza, którego fale rozbijają się o skaliste wybrzeże.

Kiedy już tu jesteś, możesz rozkoszować się pięknymi widokami, szumem morza i lekkim powiewem bryzy. Poza barem z jedzeniem i leżakami przy basenie, dostępne są także prywatne cabany z wiatrakami, które mają ulżyć w upalny letni dzień. W czasie mojego pobytu nie było upału, ale słońca nie zabrakło. Oczywiście na życzenie obsługa poda balsam z filtrem do opalania.

Four Seasons Grand-Hôtel du Cap-Ferrat posiada 65 pokoi w trzech kategoriach, dodatkowo osiem apartamentów, z których trzy mają prywatne baseny oraz ekskluzywną Willę Rose-Pierre.

Eklektyczne jasne wnętrza hotelu, to mieszanka klasycznego, francuskiego stylu i współczesnej, eleganckiej prostoty. Błyszczący marmur, białe i beżowe barwy, pozłacane i mosiężne wykończenia, kryształowe lustra, kolorowe żyrandole, a wszystko skąpane w słońcu dzięki wysokim oknom.


zdjęcie upamiętniające wizytę Arystotelesa Onassisa w hotelu 

Mój apartament znajdował się na parterze i miał bezpośrednie wyjście na prywatny taras z widokiem na ogród. Drewniane podłogi, lampy marki Ralph Lauren, wysokie łóżko z sześcioma poduszkami, ekspres do kawy i czajnik, bardzo szeroki asortyment minibarku z mlekiem do kawy w dużych butelkach, marmurowa łazienka z wanną ze skórzanym zagłówkiem, kosmetyki marki Hermes. Na powitanie na stole czekała wstawka, a w minibarku pojemnik został napełniony lodem.
Choć generalnie wyglądało to wszystko bardzo ekskluzywnie, to jednak niektóre meble, np. ława i szafki nocne, bardzo się proszą o renowację, co trochę kłuło mnie w oczy. Jakiś dywan przy sofie też by nie zaszkodził.

Nie miałem niestety okazji skorzystać z wyróżnionej gwiazdką Michelin restauracji Le Cap, w której można skosztować dań kuchni prowansalskiej i śródziemnomorskiej oraz win z listy 600 etykiet z najlepszych francuskich winnic. Restauracja jest otwarta tylko od maja do końca września.

 

reklama

 

Z restauracji Le Cap jest bezpośrednie wyjście na przestronny taras gęsto przykryty koronami sosnowych drzew, co wygląda spektakularnie!

Kolację zjadłem za to w restauracji La Veranda.
Kierownik sali powitał w wejściu i odprowadził do stolika, podsunął krzesło i zaproponował aperitife. Następnie podeszła kelnerka i wręczyła kartę, w której do wyboru były owoce morza, makarony, ryby, mięsa i dania wegańskie.
Zamówiłem zupę z zielonego groszku, gnocchi z wołowiną i anchois, a na deser ciasto czekoladowe. Dania, jak dla mnie, nie były wyszukane ani pod względem smaku, ani prezentacji (zupa). Obsługa była poprawna, ale bardzo formalna, brakowało uśmiechu i kurtuazyjnej pogawędki ze strony kelnerki. No i żegnając mnie, kelnerka nie użyła nazwiska.

Nie mogłem sobie odmówić śniadania w apartamencie, a dokładniej na prywatnym tarasie w otoczeniu drzew i przy akompaniamencie ćwierkających ptaków. Przyjmujący przez telefon zamówienie Antoine, użył mojego nazwiska na początku i końcu rozmowy, poinformował o orientacyjnym czasie dostawy. Kiedy przyjechał z wózkiem do apartamentu, nawet nie musiałem sam prosić o nakrycie stołu na tarasie, gdyż miał ze sobą obrus. Nawiązał krotką pogawędkę i wychodząc życzył przyjemnego posiłku. Nie mogło być inaczej.

Strefa Relaksu składa się z niewielkiego basenu, saun i jacuzzi, kilku gabinetów zabiegowych oraz lounge’u w którym goście mogą się częstować lekkimi przekąskami i napojami. Jednak mało komfortowa w takim hotelu jest sytuacja, co wynika z niezbyt przemyślanego kiedyś projektu, w której relaksując się na leżaku przy basenie, przechodzą obok inne osoby w ubraniach i obuwiu zewnętrznym, chcące zobaczyć jak ta strefa wygląda. Ta przestrzeń powinna być „sterylna”, oddzielona np. szklaną ścianą od przejścia.

Przy wyjściu ze Strefy Relaksu na zewnątrz znajduje się stół, na którym ustawiana jest woda mineralna i ręczniki do twarzy dla osób uprawiających jogging.

Mając do dyspozycji sporą zniżkę w Spa, zapisałem się na masaż.
Terapeuta Michael przywitał się uściskiem dłoni podając swoje imię i używając mojego nazwiska. Po przeprowadzeniu standardowej ankiety zaprosił mnie do gabinetu zabiegowego, gdzie pokazał różne olejki do wyboru. Rozpoczynając masaż, leżąc na brzuchu zostałem poproszony o kilka głębokich oddechów wdychając aromaty. Po przekręceniu się plecy, terapeuta położył mi na oczy okład, abym nie mrużył oczu. Na koniec zabiegu otarł moje stopy ciepłym, wilgotnym ręcznikiem…i założył na nie podgrzane kapcie! Rewelacja! Po zabiegu odprowadził mnie do lounge’u i pożegnał się używając ponownie mojego nazwiska.

Hotelowy konsjerż z przyjemnością zaaranżuje transport limuzyną, helikopterem lub jachtem do pobliskiej Nicei i Monte Carlo. Dla osób fascynujących się gwiazdami, może zorganizować dwugodzinne spotkanie z astronomem i oglądanie nieba przez lunetę w hotelowym parku. Z kolei dla amatorów sztuki zaaranżuje zwiedzanie i kolację w pobliskiej willi Santo Sospir należącej niegdyś do francuskiego reżysera, poety i malarza Jeana Cocteau, w której gościli Coco Chanel, Marlene Dietrich i Pablo Picasso.

Sieć Four Seasons uruchomiła w tym roku funkcję Chat w swojej aplikacji na smartfony. Dzięki temu goście mogą kontaktować się z obsługą hotelu przed, w trakcie i po zakończonym pobycie. Aplikacja Four Seasons App umożliwia także dokonanie rezerwacji hotelu, mobilny check-in oraz zamawianie usług dodatkowych. Jak zastrzega sieć, nie jest to narzędzie do zastąpienia człowieka, ale wsparcia i usprawnienia procesu obsługi.

 

Wyjeżdżając miałem okazję ponownie porozmawiać z kierownikiem recepcji, który odprowadził mnie do taksówki. Portier wydając bagaż zaproponował jednocześnie nałożenie mi kurtki, otworzył drzwi samochodu, do którego wcześniej wstawił butelkę wody mineralnej na podróż i pożegnał mnie używając mojego nazwiska.
Uwielbiam takie detale w obsłudze!

Specyfika luksusowych hoteli i resortów na wybrzeżu basenu Morza Śródziemnego jest taka, że w większości są one zamykane na okres zimowy. Również Grand-Hôtel du Cap-Ferrat zamykany jest od grudnia do końca lutego.

Trochę liczb:
pokój klasyczny – od 590 euro
apartament Four Seasons – od 1.500 euro do nawet 3.200 euro
transfer z lotniska hotelową limuzyną – 250 euro
śniadanie Amerykańskie – 48 euro
Aperol Spritz – 24 euro
masaż – 195 euro
Coca-Cola 3.3L z minibaru – 9 euro
zupa z groszku – 36 euro
gnocchi – 34 euro

 

reklama

Komentarze

komentarzy

1 Comment

  • m.

    Wszystko pięknie, ale mała uwaga językowa – może się przyda. Poprawnie: użył mojego nazwiska (a nie: moje nazwisko). A co do hotelu – jest na liście moich marzeń, choć na podstawie wpisu stwierdzam, że wnętrze trochę jednak rozczarowuje. Za to ogród i położenie – fantastyczne.

Post a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazine made for you.

Featured:

No posts were found for provided query parameters.

Elsewhere: